Gorący Lipiec

Oj działo się, działo (szczególnie na obozie Studia…

Lipiec był bardzo gorący

Aby Wam przybliżyć co się działo zamieszczamy fragment tekstu

z "Kroniki wspomnień STMiT"

   

                  "Ach, jakże dawno nas tutaj nie było…
Bynajmniej jednak tego nie chcieliśmy, więc aż miło zobaczyć, że strona z powrotem działa, prawda? 🙂
Za sobą mamy już ponad połowę wakacji… Na szczęście, w części przynajmniej spędzonej razem 🙂
Czas na małe przypomnienie, tego, co już się działo…
  
                 Niedługo po wyczekiwanym chyba przez wszystkich zakończeniu roku szkolnego, towarzysko pojechaliśmy do Skawiny. Niestety, w składzie mocno okrojonym – wiadomo, przełom czerwca i lipca, wszyscy wyjeżdżają na wakacje… Tak czy inaczej, na przeszkodzie nie stanęła nam nawet niezbyt rozpieszczająca nas pogoda, musieliśmy jedynie zrezygnować z pomysłu nocowania pod namiotami… Było za to ognisko, trochę śpiewania przy gitarze i miła atmosfera.
Czy można, w gronie przyjaciół, chcieć czegoś więcej? 🙂
       
                 16 lipca, wyjechaliśmy na obóz artystyczno – wypoczynkowy do Limanowej, już po raz trzeci. Z lekkim bagażem wspomnień, nie zawsze przyjemnych, zakwaterowaliśmy się w Internacie Szkół Technicznych i Ogólnokształconcych, po czym zostało nam już tylko bierne czekanie na najbliższe zajęcia na sali gimnastycznej…
Mimo naszych sprzeciwów, braku entuzjazmu, a w końcu nawet próśb i błagań ;), nie udało się nam przeforsować opcji spędzania większości czasu w budynku, ćwicząc. Wspaniała i niezastąpiona kadra skutecznie zadbała o regularne spacerki… To m.in. dlatego kilkakrotnie zawitaliśmy na miejsocy basen ( w efekcie nikt nie narzekał… nawet na maksymalną głębokość, czyli około 1.6 m;) ), byliśmy też w stadninie koni, gdzie niektórzy mieli okazję pokonać swój lęk przed zwierzętami parzystokopytnymi;), a boski Piotr wygrał ogromne pudełko "Krówek" w rzucie podkową…
                   Bardzo szybko nasza kwatera zamieniła się w coś na kształt szpitala polowego. Przy okazji ujawnił się niespełniony talent Pani Basi jako sanitariuszki… Jednak nawet poskręcane nadgarstki, kostki czy zapalenia spojówek nie przeszkodziły namw zrealizowaniu najważniejszego celu tego obozu (prócz dobrej zabawy oczywiście), czyli przygotowaniu programu na "Dni Czchowa", gdzie wystąpić mielismy jako  "główna atrakcja programu" ("Dziennik Polski"). Co udało się, głównie dzięki naszym rewelacyjnym (o tym, że kochanym, już nawet nie wspominam!) pedagogom: zajęciom z rytmiki, wokalu i tańca, ale przede wszystkim dzięki energii i niespożytej chęci do pracy tryskającej radością niemal przez cały wyjazd Panie Eli. Przez te dwa tygodnie zrobiliśmy dużo więcej, niż ktokolwiek wcześniej by przypusczał.
                     Czchów 13.07 – już w drodze powrotnej do Krakowa, na małej, drewnianej scenie obok naszego "kociego" repertuaru zaprezentowaliśmy kilkanaście nowych piosenek i układów choreograficznych."